Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wilgotnego powietrza. Widziała blask słońca, padającego na jej przymknięte powieki. Otworzyła oczy i natychmiast zmrużyła je oślepiona światłem. W końcu skupiła uwagę na ostrych rysach twarzy Cage'a, który pochylał się nad nią. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że leży na jego kolanach. - Co się stało? - wymamrotała, próbując jak najszybciej wstać. - Najwyrazniej nie lubisz węży. Usiadł w pozycji lotosu, a jego tors kiwał się lekko w rytm kołysania łodzi. Melanie spojrzała na krzesło, a następnie na pokład. - Nie ma go - uspokajał ją. - Ale i tak był nieszkodliwy. Zwykły wąż wodny. Niejadowity. Nie miałaś powodów do strachu. Z trudem stłumiła histeryczny chichot. Nie zemdlała przecież dlatego, że wąż był jadowity. Zemdlała po prostu dlatego, że to był wąż. - Nienawidzę węży. - To co, do cholery, robisz w Everglades?! Tu jest ich pełno. - Nie przyjechałam, żeby oswajać zwierzęta - broniła się zajadle. - Chyba mogę poznać ten park, nawet jeśli nie chcę dzielić krzesła z gadem! Omiótł ją szybkim spojrzeniem i skierował wzrok na morze traw wokół nich. Obserwowała jego profil na tle zieleni. Powoli jej gniew mijał. W jego twarzy dostrzegła niewytłumaczalny smutek, kryjący się pod pozorną władczością i obojętnością. 52 RS - Obiecuję, że już nie zemdleję - powiedziała cicho. Nie mogła zrozumieć, po co zrobiła takie przyrzeczenie. Popatrzył na nią, jakby dopiero jej glos przypomniał mu o jej istnieniu. - Co ty tu właściwie robisz? - spytał gwałtownie. - Jak Parker przekonał cię, żebyś przyjechała? Spuściła oczy. Była tak dumna, gdy Beau poprosił, by go reprezentowała. Głęboko wierzyła w sens tego przedsięwzięcia. - Nie musiał mnie przekonywać - powiedziała cicho. - Sama chciałam. Uważałam, że będę robiła coś ważnego, pożytecznego. - A kiedy powiedział ci prawdę? - Dzisiaj rano - wymamrotała. - Na lotnisku. Tuż przed odlotem. Skurczyła się pod jego wzrokiem. Mógł dojść tylko do jednego wniosku. Wsiadła do samolotu i tym samym stała się wspólnikiem Beau. - Nie chciałam robić sceny... - zamilkła na chwilę pod wpływem jego spojrzenia. - On jest moim narzeczonym - dodała, jakby to wszystko wyjaśniało. - Czy ten zaszczyt oznacza, że nie możesz mu się sprzeciwić? Melanie zagryzła usta. - Nie. Ale nie wypada wywoływać publicznych awantur, zwłaszcza jeśli dotyczą jego zdania w kwestiach politycznych. Ja w ogóle nie znam się na polityce. - Nie musisz, by wiedzieć, co jest słuszne. - Wiedza o tym, co jest słuszne, i odwaga, by postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami, to dwie różne rzeczy, panie Cage. W rodzinie Brooksów nie ma buntowników. 53 RS Odniosła wrażenie, że spojrzał na nią tak, jakby powiedziała coś niewiarygodnie głupiego. Nie była całkowicie pewna, czy istotnie jej wypowiedz zaskoczyła go, bo odwrócił się bardzo szybko. - Ruszajmy - powiedział oschle. - Masz dużo do zobaczenia przez te trzy dni. Usiądz z przodu i zapnij pasy. Dzisiaj obejrzymy najbliższą okolicę, żebyś poznała sam nastrój i atmosferę parku. Z trudem kryjąc zdenerwowanie, Melanie usadowiła się na fotelu. Przymocowała pas i chwyciła poręcze tak mocno, że jej dłonie zbielały. Cage odcumował, a potem wszedł na platformę dla pilota, która znajdowała się wysoko nad pokładem, tuż za jej plecami. Patrzyła przez ramię, jak sprawdza wskazniki. Nagle uniósł wzrok. Odwróciła się szybko, jakby przyłapał ją na gorącym uczynku. - Nie będziemy mogli rozmawiać z powodu warkotu silnika. Kiedy miniemy ten pas traw, dopłyniemy do miejsca, gdzie lubią przebywać aligatory. Tam się zatrzymamy. Wytrzeszczyła ze strachu oczy i już otwierała usta, by zasypać go gradem pytań. Czy aligatory jedzą ludzi? Czy są zdolne wedrzeć się na pokład? Czy łódz może się przewrócić? Nie zdążyła zadać ani jednego. Silnik ryknął i ruszyli z takim impetem, że pęd wcisnął ją w siedzenie. Po paru chwilach, kiedy się przekonała, że poduszkowiec jest stabilny, a Cage potrafi nim kierować, jej strach ustąpił miejsca fascynacji. Trawa uginała się pod nimi, a potem stawała za rufą. Powiew powietrza, chociaż gorący, przynosił wyrazną ulgę. Podniosła głowę i śmieszny kapelusz zjechał jej na plecy. Wisiał teraz na czarnej szarfie, którą zawiązała pod brodą. 54 RS Przez jakiś czas miała wrażenie, że trawa ciągnie się aż po horyzont, że od drzew w oddali dzielą ich całe kilometry. Nagle w bujnej roślinności spostrzegła głęboki, ciemny kanał, obramowany po obu stronach liliami wodnymi. Trawa zniknęła, a na jej miejscu pojawiły się gęste zarośla. Cage zmniejszył obroty silnika i wolno sunęli do przodu. Oczarowana rozglądała się wokół. Spłoszyli stadko ptaków brodzących na długich, tyczkowatych nogach. Everglades wcale nie było takie straszne. Nie przypominało w niczym ciemnej, złowrogiej dżungli z jej wyobrazni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|