Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hendersonów i Gavin zastanawiał się, czy Mary Jane swoim postępowaniem przypadkiem nie zasiała wśród służby ziaren buntu. Poczuł, jak narasta w nim irytacja. Bądz co bądz, to jego dom. Starał się, jak mógł, żeby zaspokoić potrzeby wszystkich mieszkańców. Psiakrew, myślał całkiem jak jego autokratyczny ojciec. Różnica między nimi była taka, iż Gavin miał świadomość, że czasem postępuje zle, i usiłował się zmienić. To, że kazał Seanowi pójść do swojego pokoju, by ochłonął po awanturze, nie znaczyło wcale, że był wierną kopią Spencera seniora. - Gavin? - Hm? - Musisz wyjaśnić Seanowi, dlaczego Mary Jane wyjechała. - Powiedz mu, że została zwolniona. - Będzie chciał wiedzieć dlaczego. Czy rzeczywiście chodziło jej tylko o Seana, czy też sama chciała poznać przyczynę? Osądzające, surowe spojrzenie Lenore nie umknęło uwagi Gavina. Zwolnił Mary Jane, bo trafiła go w czułe miejsce. To była reakcja automatyczna, odruchowa, jak kopnięcie, gdy lekarz uderzy nas młotkiem w kolano. Jednak było to w sumie najlepsze rozwiązanie. Po tym, jak ją pocałował, zwolnienie jej z pracy wydawało się doprawdy najrozsądniejszym wyjściem. - Nie musi wiedzieć dlaczego. - Gavin westchnął ze zniecierpliwieniem. - On tego nie zrozumie. 70 S R - Widzę, że coś cię wyraznie gnębi. Powiedz, o co ci naprawdę chodzi. Gospodyni skinęła głową. - Mary Jane dokonała cudów z Seanem. Nawet ślepy by to zauważył. Nikt by nie poznał, że to ten sam chłopiec, którego przywieziono ze szpitala. On do nas wraca, Gavin. - Zatem twoim zdaniem popełniłem błąd. - To nie było pytanie. - Nie mnie o tym sądzić. Mary Jane na jej miejscu dawno by mu szczerze wygarnęła, co myśli. I jeszcze powiedziałaby, że trzeba wybrać pole bitwy i stanąć do walki, czy coś w tym rodzaju. - Gdzie jest Sean? - W bawialni. Mary Jane uznałaby, że Gavin ignoruje syna. Albo że ucieka przed odpowiedzialnością za swoje czyny. I unika trudnych sytuacji. Oczywiście miałaby rację. - Sam z nim porozmawiam - oznajmił. Sean bez entuzjazmu bawił się dinozaurami, którym kazał - dosyć niemrawo - maszerować w górę i w dół po swoich nogach. Kiedy zobaczył, że ktoś stoi w drzwiach, jego buzia rozjaśniła się nadzieją, po czym natychmiast z powrotem spoważniała. - Cześć, koleżko. Gavin usiadł na kanapie, a syn oparł się o jego nogę. Sean podniósł wzrok na ojca. - Mary Jane? - Musiała wyjechać, skarbie. Chłopczyk potrząsnął głową. - Nie. - Przykro mi, synu. Ciemne, poważne oczy dziecka skrywały tylko jedno pytanie, na które chciało usłyszeć odpowiedz. - Dlaczego? - Już nadszedł czas. - To było wszystko, co Gavin potrafił powiedzieć. - Nie. - Sean uniósł gniewnie podbródek, na znak nieustępliwego uporu. - Bawić. - Lenore się z tobą pobawi. - Nie. Mary Jane. Jak mu wytłumaczyć, tak żeby zrozumiał? Ta okropna Mary Jane niczego nie 71 S R odpuszczała, nie szła na łatwiznę i nie owijała w bawełnę, kiedy coś było nie tak. Sean ponownie spojrzał na ojca. - Tęsknię Mary Jane. Gavin także za nią tęsknił, ale przecież poradzi sobie z tym uczuciem. Za kilka dni nie będzie nawet pamiętał, jak uśmiechała się do niego znad kubka porannej kawy. Albo jak najpierw rozwiązywała w gazecie krzyżówkę, zanim w ogóle rzuciła okiem na tytuły na pierwszej stronie. Albo jak entuzjastycznie zachęcała Seana do pracy. - Wiem, że tęsknisz, synku. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Sean potrząsnął główką. Zacisnął dłonie wokół plastikowych dinozaurów, które wciąż trzymał. Gavin przygotował się psychicznie na atak histerii. Mary Jane kazałaby Seanowi używać słów. - Co czujesz, synku? - Smutny - odparł natychmiast chłopiec. - Co jeszcze? - Zły - dodał malec. Dinozaury, sterowane rączkami chłopca, zaczęły nagle że sobą walczyć. Sean uderzał zabawkami o siebie i ryczał jak prehistoryczny potwór. Przynajmniej nie rzucił nimi o ścianę, pomyślał z ulgą Gavin. To była zasługa Mary Jane. Położył rękę na szczupłych plecach syna. - Tatusiu - Sean spojrzał ojcu w oczy - chcę Mary Jane. - Wiem, skarbie, ale... - Jechać do Mary Jane. Teraz. - Synku, ale ona... - Gavin patrzył na syna, niepewny, czy dobrze usłyszał. Serce waliło mu jak oszalałe, adrenalina szumiała w uszach. - Co mówiłeś? - Mary Jane bawi. Bawi się ze mną - poprawił się. To było najprawdziwsze całe zdanie. Po raz pierwszy od czasu wypadku Gavin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|