Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyrwała dłoń. - Nie dotykaj mnie! - wykrzyknęła. - Mam po dziurki w nosie wszystkich Longów! I zapamiętaj sobie dobrze, jeśli twoja córka nie będzie się uczyć, nie zda. Nawet gdyby to miało mnie kosztować utratę posady! Szarpnęła drzwi i wysiadła, lecz Powell był szybszy. Zagrodził jej drogę. - Nie pozwolę, żebyś się odgrywała na Maggie - zagroził. - I pamiętaj, jeśli będziesz uprzykrzać jej życie, postaram się, żeby cię zwolnili. - Proszę bardzo - odparła jadowitym tonem, a w jej szarych oczach pojawiły się grozne błyski. - Nie zranisz mnie bardziej niż już to uczyniłeś. Bardzo niedługo znajdę się poza zasięgiem twojej nienawiści! - Tak ci się wydaje? Z szybkością błyskawicy porwał ją w ramiona i wargami przywarł do jej warg. Całował ją brutalnie, bez czułości, jak gdyby chciał ją jedynie ukarać. Antonia zesztywniała, starała się mu wyrwać, lecz była za słaba. Otworzyła oczy, piorunowała Powella spojrzeniem. Tymczasem on zmienił taktykę. Jego wargi stały się miękkie, ich ruchy powolne, zmysłowe, pieszczotliwe. Dłonie przesunął wyżej, objął jej talię, zaczął skubać i przygryzać jej dolną wargę, jak gdyby próbował być czuły. Antonia nie reagowała; stała nieruchomo, z otwartymi, mokrymi od łez oczami i mocno zaciśniętymi ustami. Kiedy uniósł powieki, jego oczy wyrażały niemal skruchę. Spojrzał na jej opuchnięte wargi i bladą twarz. - Nie powinienem... - wyrzucił z siebie. Antonia zaśmiała się nieprzyjemnie. - Rzeczywiście, to nie było konieczne - przyznała. - I bez tego zrozumiałam, że czujesz do mnie głęboką pogardę. Nawet nie zdjąłeś roboczego ubrania i zabrałeś mnie do jakiejś podrzędnej knajpy. - Odsunęła się od niego. Zachwiała się lekko. - Nie mogłeś jaśniej wyrazić swojej opinii o mnie. Powell zsunął kapelusz na tył głowy. - To jakoś samo tak wyszło - burknął ze złością. - Samo? Patrzyła na niego z miłością zmieszaną z nienawiścią. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca, lecz zabrzmiało to jak łkanie. - Boże, nie! - jęknął. Objął ją i przygarnął do siebie, tym razem bez parodii namiętności, bez złości. Tulił ją do serca, a jego silne ramiona zasłaniały ją przed całym światem. Na włosach, na skroni czuła lekkie muśnięcia jego warg. - Przepraszam, Annie, przepraszam. Po raz pierwszy zwrócił się do niej, używając zdrobnienia, które wymyślił, kiedy mieli po osiemnaście lat. Dzwięk jego głębokiego głosu podziałał na nią uspokajająco. Pozwoliła się obejmować. To będzie ostatni raz, pomyślała. Przymknęła oczy i przeniosła się w krainę wspomnień. Była znowu młoda, zakochana, a on był jej całą przyszłością. - To było tak... tak dawno - wyszeptała łamiącym się głosem. - Wieczność - odpowiedział chrapliwie. Przytulił policzek do jej włosów. - Dlaczego nie zaczekałem? - ciągnął, jak gdyby mówił do siebie. - Jeden dzień, jeszcze tylko jeden dzień... - Nie da się cofnąć czasu - odparła. Ramiona Powella były silne, ich uścisk mocny, krzepiący. Po raz ostatni rozkoszowała się błogim poczuciem bezpieczeństwa. Mniejsza, co on o niej myśli, będzie miała jeszcze jedno bezcenne wspomnienie, które zabierze ze sobą tam, na drugą stronę. Walczyła z napływającymi łzami. Kiedyś Powell zrobiłby dla niej wszystko. Przynajmniej tak jej się wydawało. Zwiadomość, że posłużył się nią jak środkiem do osiągnięcia celu, okrutnie bolała. - Jesteś bardzo chuda, sama skóra i kości - odezwał się po chwili. - Miałam ciężki rok. Otarł się policzkiem jej skroń. - Wszystkie kolejne lata były na swój sposób ciężkie - rzeki i westchnął. - Przepraszam za dzisiejszy wieczór. Boże! Przepraszam, przepraszam... - Już w porządku. Może to było nam potrzebne dla oczyszczenia atmosfery? - Nie jestem pewien, czy udało nam się cokolwiek oczyścić. - Cofnął się i spojrzał na jej smutną twarz. Czułym gestem dotknął jej spuchniętych warg. Jego oczy wyrażały skruchę. - Dawniej nigdy umyślnie cię nie zraniłem - powiedział cicho. - Zmieniłem się, prawda, Annie? - Oboje się zmieniliśmy. Jesteśmy kilka lat starsi... - Ale nie mądrzejsi. Przynajmniej ja nie jestem. Wciąż prędzej działam, niż myślę. - Odgarnął kosmyk jasnych włosów z jej czoła. - Dlaczego wróciłaś? Przeze mnie? Nie mogła wyznać mu prawdy. - Ojciec podupadł na zdrowiu. Potrzebuje mnie. Do Bożego Narodzenia nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo. - Rozumiem. Podniosła wzrok. Na jej twarzy malował się żal. - O co chodzi? Coś się stało? - dopytywał się łagodnym tonem. - Nie możesz mi powiedzieć? Antonia zmusiła się do uśmiechu. - Jestem zmęczona, to wszystko. Po prostu zmęczona. - Wyciągnęła rękę i pogładziła go po policzku. - Muszę iść - dodała. Nagle pod wpływem impulsu wspięła się na palce. - Powellu... Pocałujesz mnie...? Tylko raz... tak jak dawniej - poprosiła i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. To była dziwna prośba, ale wydarzenia tego wieczoru osłabiły jego zdolność racjonalnego myślenia. Bez słowa pochylił się, odnalazł jej wargi i pocałował tak, jak na pierwszej randce, dawno, dawno temu. Jego usta były ciepłe, delikatne i ostrożne, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|