Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie widziałam jego twarzy. Nie musiałam. Doskonale wiedziałam, kto kryje się pod kapturem obszernej peleryny. To dlatego gdy koń ruszył galopem, zaczęłam biec ile sił w nogach. Byle najdalej od niego. Suknia ciążyła mi i utrudniała ruchy. Serce waliło tak mocno, że zagłuszało szczękanie łańcuchów. Wiatr wiał wprost we mnie, jakby chcąc mnie zatrzymać. I wtedy zrozumiałam, że to sen, w którym nie wygram. Czego bym nie zrobiła, to jestem skazana na klęskę. Zwolniłam kroku, aż w końcu zatrzymałam się zupełnie. Odwróciłam się powoli w stronę jezdzca. Zbliżał się do mnie, promieniując złą, przerażającą mocą. Chrapy konia rozszerzyły się gwałtownie, gdy pociągnął za cugle. Widziałam jak dłonie w czarnych rękawicach zaciskają się na łęku. Spod kaptura wystawały czarne pasma włosów, które rozwiewał wiatr. Peleryna łopotała targana podmuchami. Ogier przytupywał zniecierpliwiony. Te wszystkie rzeczy zauważyłam w ciągu ułamka sekundy, zanim podniosłam dumnie głowę i wbiłam wzrok tam, gdzie powinny być jego oczy. Serce zamarło mi w piersi. Nie boję się ciebie! Nawet nie wiem, jak udało mi się przekrzyczeć wicher, ale mężczyzna powoli zsiadł z konia. Nie będę uciekać! Zbliżył się. To sen! Nic nie możesz mi zrobić! %7ływioł ustał. Zrobiło się cicho i spokojnie. Wzgórze zaczęło się pokrywać mleczną mgłą. Tylko niebo pozostało czarne. Wkrótce nie zdołałam przedrzeć się przez barierę mleka. Mogłam tylko zobaczyć stojącego przede mną mężczyznę. Poczułam zimną skórę rękawicy na policzku. Z trudem uniosłam wzrok, by spojrzeć w męską twarz Fanga. Jaka będzie tym razem? Wykrzywiona złością? Rozbawieniem? Może potępieniem? Przeniknęłam ciemność kaptura. Krzyknęłam. Patrzyły na mnie puste oczodoły, a białe kości żuchwy uśmiechały się złowrogo. Kościotrup drwił ze mnie. Tak jak i w prawdziwym świecie. Nagle sceneria się zmieniła i klęczałam na lśniącej podłodze w komnacie Lilith. Powoli dochodziłam do siebie po przeżytym koszmarze. Miałam wrażenie, że jeszcze się nie skończył. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kobiety. Sala była pusta, a stół przystrojony tylko zwiędłymi kwiatami. Dopiero teraz spostrzegłam grozę ziejącą z tego miejsca. Przepych stał się dla mnie duszący, a postacie na malowidłach patrzyły wręcz oskarżycielsko. Lilith! krzyknęłam, a mój głos rozniósł się echem. Przeszłam przez salę do wielkich dębowych drzwi. Prześlizgnęłam się przez szparę pomiędzy nimi i rozejrzałam w poszukiwaniu kobiety. Dolatywały do mnie jęki potępionych. Włosy stanęły mi dęba, ale dzielnie ruszyłam przed siebie. Proszę, niech to wszystko się skończy! Nagle z bocznego wejścia wyszedł człowiek bez twarzy i kiwnął na mnie ręką. Jego groteskowy wygląd niejednego nakłoniłby do śmiechu, ale ja się do nich nie zaliczałam. Poszłam za nim, chociaż nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Prowadził mnie krętymi korytarzami, które oświetlał tylko płonącą pochodnią. Patrzyłam, jak jego frak dynda w takt kroków. Usłyszałam dziwne odgłosy. Nie byłam przygotowana na to, co zobaczę. Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia, oświetlonego tylko nikłym światłem kilku palenisk. Wszystko przypominało wielką kuznię. Przy piecach stali ogromni mężczyzni dzierżący młoty. Wyglądało to tak, jakby wykuwali miecze, raz po raz uderzając o rozżarzony kawałek stali. I niby wszystko było w porządku, gdyby nie fakt, że oni mieli& rogi. W tym momencie zobaczyłam wiele innych szczegółów. Na przykład to, że całe zastępy ludzi prowadziły szkaradne kościotrupy i to, co na początku wzięłam za wykuwany miecz, okazało się ciężkimi kajdanami. Miałam ochotę wziąć nogi za pas, ale gdy się odwróciłam, trafiłam na paskudną ścianę, utworzoną z diabelskiego ciała. Monstrum mierzyło mnie czerwonymi, przekrwionymi ślepiami, jego włochate ciało prężyło się jakby do skoku, czarne rogi sterczały złowrogo, a długi język mlaskał raz za razem. Pysk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|