Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tego pod żebra, celując w wątrobę. To znaczy chciał uderzyćw tomiejsce, ale nie zdołał. Trafił w powietrze. W ostatniej chwili, rozpaczliwym wyrzutem przedramienia, zatrzymał stopę lecącą ku jegogłowie. Natychmiastpoczuł ból w prawym udzie. Otrzymał krótkiekopnięcie szpicem buta. Najwyrazniej trafił na cholernegokickboksera. Uderzył krótkim sierpem, ale ręka uwięzła w zasłonie. Instynktownie uchylił się przed błyskawiczną kontrą prawym prostym. Trzeba przejść do zwarcia, możew parterze zdoła uzyskać przewagę. Rzucił się na nogiprzeciwnika, chwycił go pod uda, podniósł w powietrze. W tejchwili zabrakło mu tchu. Straszliwe uderzenieoburączw miejsce,gdzie mięśnie kapturowełączą się z szyją sprawiło, że ręce opadły. Tamten odskoczył. Twardapięść wylądowała na szczęceWrońskiego. Komisarz upadł. A napastnik już siedział na nim. Obrócił go twarzą do ziemi,wykręcił ręce. Michał próbował się jeszczeuwolnić,ale każde szarpnięcie łączyło się z coraz większym bólem. To koniec, pomyślał. Nagle ucisk zelżał. Niespodziewanie poczuł, że ręce ma wolne. Pijaczek zszedł z niego bardzo powoli. Wrońskiodwrócił się naplecy. Jednak ta kobieta ma charakterek! Trzymała lufę na potylicy zakapturzonego. Dłonie jej ewidentnie drżały. Mężczyzna musiał to doskonale wyczuwać, więczachowywał się bardzo spokojnie. Przy napiętym kurkułatwo o przypadkowy strzał. - Spokojnie - powiedział łagodnie. - Ostrożnie z tą spluwą. Totylko ja. Mogę zdjąć kaptur? Michał podniósł się, ostrożnie przejął broń od Doroty. Szarpnięciem odwrócił pijaka,odsunął się odwakroki i gestem polecił muodsłonić twarz. - Niech mnie diabli! - wciągnął gwałtowniepowietrze. -InspektorBaliński! - Znasz go? - kobieta stanęła obok. -To jakiśtwój kolega? Policjant grozi policjantowi bronią? Inspektorkomisarzowi? Baliński skrzywił się. - Jaki tam ze mnie policjant. Jaki inspektor. Jestem kapitan Marek Baliński. Z polskiego kontrwywiadu. - A ja jestem Mosze Patzowski, święty cadyk z Radomia. 188 - Bez kpin. Mam przy sobie legitymację. Jeśli pani może sięgnąćdo tylnej kieszeni moich spodni. - Nie ze mną takie sztuczki. Sam pansięgnie. Dwoma palcami,wolniutko, żebym się przypadkiem nie zdenerwował. Baliński wyjął z kieszeniskórzany portfel. Michał gestempoleciłDorocie odebrać dokumenty. Potem poświeciła mu latarką. - Kapitan Marek Baliński - przeczytał głośno, a potem gwizdnął przeciągle - Jeśli to prawda, trzymając pana pod lufą właśniepopełniam ciężkie przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu państwa. -Może panjuż przestać? - Niemogę. Jakoś mi trudno w to uwierzyć. - Niech to szlag! Chce pan telefon do ministra obrony narodowejalbo spraw wewnętrznych? Możedo obu? Oni dostateczniemnieuwierzytelnią? - Nie mam zaufania do kogoś, kto przed chwilą mierzył domniez pistoletu. -Nie miałem wyjścia. Zdarzyło się coś. No cóż, pogubiłem się,przecież jestemtylko człowiekiem. Potrzebuję waszejpomocy. - Naszej pomocy? Pod pistoletem? Niech pan poprosi tychdwóch goryli, którzyza mną chodzą. I pozdrowi ich ode mnie. - Pan uważa, żeto moi ludzie? -A nie? - Jak się pan domyślił? -Bawiliście się w klasyczny układ zły glina, dobry glina. Z tym,że panu ten dobry coś ostatnioteż niewychodził. To co, może ichzawołamy? Pewniegdzieś się czają, czekają na wezwanie. Baliński splunął w bok słodko-słonącieczą. W czasie walkiWrońskitrafił go łokciem, rozcinając od wewnątrz policzek. - Janusz,ten mniejszy, nie żyje- wbił wzrok w komisarza. - Został zabity przeddwiema godzinami. Był jeszcze trzeci człowiek, takiniepozorny. Działał w ukryciu,dyskretnie, na pewno go pan nie zauważył, botamci dwaj celowo robili sporo zamieszania. Zginął razemz Januszem. Dziękijego poświęceniu zdołałem uciec. A Wiesiekgdzieś się zapodział. Od wczoraj nie dajeznaku życia,chociaż powi189. nien meldować się z terenu co dwie godziny. A my musimy się spieszyć inaczej może ucierpieć na tym interes Polski. - Jakto się zapodział? Pana King Kong przecież przeprowadziłrano rewizję u Doroty. W tym samym czasie, kiedy grzebaliście sięu mnie. Baliński milczał, wyrazniezaskoczony. - Nic pan o tym nie wie? - zdziwił się Wroński. -Przecieżto pana człowiek! - Nie wiedziałem. Ale to wiele tłumaczy. Zbyt wiele nawet. Michał opuścił lufę. Dorota syknęła. - Wierzysz mu? -Wierzę, wierzę. Trochę się teraz z nim droczyłem. Domyśliłemsię, że jestagentem po rozmowie zburmistrzem. Jemu Baliński tegooczywiście niepowiedział, przedstawił się jako oficer z KomendyGłównej Policji, który przyjechał z tajną misją śledzić korupcyjnepraktyki. Ja wiedziałem, że jest oddelegowany z Wrocławia specjalniedo spraw tajemniczych zwłok. Tylko wywiad ikontrwywiad stosujetakie gierki. Nie byłem jedynie do końca przekonany,czy pracuje konieczniedla Polski. Alejuż wiem. W każdym razie wydaje mi się, żewiem. Ato, co powiedział przedchwilą oznacza, że sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana niż mi się zdawało. - Właśnie - potwierdził Baliński. - Sytuacjajest wyjątkowo skomplikowana. Nawet w przybliżeniu niema pan pojęcia, jak bardzo. 13 Tym razem to Wroński zostałna czatach, aBaliński z Dorotąszli objęci wpół w stronę domu na skraju zamkowych błoni, tam,gdzie powinna być stara studnia. Wciąż jeszcze czuł się jakbyzostałobudzony znienacka w innym, nieznanym świecie. Ten stróż nibyz komendy wojewódzkiej o dziwo nie miał wcale torpedować śledztwa Wrońskiego. Przeciwnie, wnioski z dochodzenia powinny mupomóc wykonać zadanie. Owszem, usiłował jeskierować na ślepetory, kiedy zobaczył, że komisarzzbliża się niebezpiecznie do praw190 dy. Stądpamiętna rozmowa o aferze narkotykowej. Jednak gdy Michał nie dałsię na to złapać, postanowił odsunąćgo od pracy. Alenadal zamierzał skorzystać zustaleń dokonanych przez policjanta. Stąd rewizja, kiedynie można było inaczej. Zeskanowany brulionpowiedział Balińskiemu o wielewięcejniż komisarzowi. Wejście dopodziemi w ratuszu istniało i było wprost wymarzone dla rządowychagentów. Z dala od oczu ludzi, bezpieczne. Wystarczyło machnąćprzed oczami nakazemkomu trzeba,żeby otworzyłysię wszystkiedrzwi. Tyle że w piwnicach siedziby magistratu niebyli sami. Flipz tymdrugim tajniakiem zginął, kapitanowi udało sięuciec. Jutropewnie zawita do ratusza ekipa dochodzeniowa. Ale dopierojutro. Policjanci będą robić mądre miny nadnastępnym tajemniczym ciałem. Tymczasemto poprostuoficersłużbspecjalnych. Wroński niezdążył zapytać kapitana o sprawę ciał, ale postanowił odłożyć to napózniej. Chociaż, w zasadzie, nie musiał pytać. Wszyscy zamordowani musieli byćzwiązani z agenturą. I to, zdaje się, nie tylko polską, a możenawet głównie nie z polską. Baliński z Dorotąweszli na posesję. Kiedyś strzegł jej nawet płot,ale odkąd rządy w posiadłości przejął syn poprzedniego gospodarza,dom nieco podupadł. Obeszli podwórze, w każdej chwiligotowiprzytulić się, udając zakochanych. Michał poczuł ukłucie zazdrości. Przystojny oficer wywiadu i piękna kobieta. Jak w filmach o Bondzie. A onjest tutajnaprzyczepkę. Wreszcie zobaczył, że wracają. - Jest studnia - oznajmił niepotrzebnie Baliński. O tymmógł mupowiedzieć wcześniej komisarz. -Sprawdziłem, wierzchnia płyta dasię odsunąć, tyle żejest zamknięta na skobel i kłódkę. - Ale tamten korytarz jest zasypany. -Musimy spróbować. Na planie został zaznaczony, jakby był drożny. Może ten,kto sporządzał rysunek, wiedział więcej od nas? Możetrzeba się tylko przekopać przez zawał? A może jużktośto zrobił? - No dobrze - wtrąciła Dorota. - Ale trzebałopat, możeprzydałby siękilof. Jak mamy się przebić? Gołymi rękami? - Pani nijak - odparł Baliński. - Niewejdzie tam pani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|