Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żadne z nich nie miało już ochoty na dalszy fechtunek słowny. Niemal natychmiast zasnęli, by o brzasku wstać i iść dalej. Lark pojękiwała. Plecak wydawał się ważyć tonę, w brzuchu burczało z głodu, mnożyły się pęcherze na stopach. - Slim jest na naszym tropie. Ale jeśli masz już dość, to powiedz. Powiedz słowo, kiedy tylko będziesz miała ochotę poczołgać się do tatusia, a wrócimy. Lark, oburzona, wzruszyła tylko ramionami i szła dalej. Przestali wreszcie uciekać, gdy dotarli do miejsca, które wydało się Lark iście rajskim ogrodem. Stojąc w bujnej trawie, jak dziecko klaskała z radości w dłonie na widok zapierającego dech piękna. Na tle iglastego lasu pasły się łanie wśród purpurowego kwiecia, a nad tą pocztówkową niemal scenerią wznosiły się majestatycznie turnie. Jared ukląkł na skraju wartko płynącego potoku i pił wodę nabraną w złożone dłonie. - Jesteś zuch - powiedział, nie odwracając głowy. - Naprawdę tak uważasz? - Ten prosty komplement sprawił jej wielką satysfakcję. Komplementy ze strony Jareda były na wagę złota. - Nie mówiłbym, gdyby to nie była prawda. Wstał i wskazując na pień leżący w poprzek potoku, kazał jej usiąść. - Muszę obejrzeć twoje stopy. - Stopy? Po co? - Kulejesz już od dłuższego czasu. Musisz mieć pęcherze. - Nic mi nie jest. - Nie usiadła. - Nie nudz! Siadaj! Muszę sprawdzić. Może trzeba opatrzyć. Czeka nas jeszcze długa droga. Nie można ryzykować zakażenia. - Wziął ją za rękę, poprowadził do pniaka i posadził. - Trzeba cię prowadzić jak dzieciaka. - Ale powiedział to ciepłym tonem. - Kiedy opatrzę ci stopy, rozbijemy obozowisko. Chwilowo nikt nas tu nie znajdzie... psiakrew, to twoje skarpetki! Powinienem był sprawdzić, co wkładasz na nogi, dziewczyno! - A co takiego? Po prostu skarpetki. Zciągnął je zjej stóp i schował do kieszeni. - Pajęczyna. W tym nie wolno chodzić po górach. Potrzebne są grube wełniane skarpetki. Na szczęście mam ze sobą zapasową parę. Nic dziwnego, że masz tyle pęcherzy. Moje skarpetki są trochę za duże, ale to lepsze niż nic... - Obie jej stopy obmył w lodowatej wodzie potoku. Wstrzymała oddech nie z powodu zimna, lecz intymnego charakteru tego, co robił. Jeszcze nikt nigdy nie oddawał jej podobnych usług. Poczuła niepokojące ciepło, które od stóp rozchodziło się po całym ciele. Ciepło i iskierki... Kiedy skończył, wyprostował się, przeciągnął i obwieścił, że czas najwyższy rozbijać obozowisko. Jak on niewiarygodnie szybko wszystko zorganizował, podziwiała. Siedząc na skrzyżowanych nogach przy rozpalonym ognisku, patrzyła ciekawie, jak Jared przywiązuje haczyk na końcu linki. Podniósł głowę i napotykając jej wzrok, powiedział: - Korzystnie jest wieść prymitywne życie choćby po to, aby się nauczyć, co w życiu jest niezbędne. Rzuciła w jego kierunku podejrzliwe spojrzenie. - To niby twoja sentencja? - Ale mnie przyłapałaś! Nie moja. Thoreau. Powiedział jeszcze, że wiele tak zwanych luksusów, którymi się otaczamy, nie tylko nic nie pomaga, ale przeszkadza. - Nie posunęłabym się tak daleko w tym stwierdzeniu - mruknęła Lark. - To i owo jest człowiekowi potrzebne. - Jeden lubi to, drugi owo. - Odłożył linkę z haczykiem. - Czy naprawdę jesteśmy tu bezpieczni? - spytała. - Słowo bezpieczni" nie pasuje do sytuacji. Twój ojciec nie zamierza cię skrzywdzić, a mnie nie potrafi. To nie jest gra o śmierć lub życie. - Dla ciebie może nie... Czy ten człowiek, którego wynajął to... Jeśli to twój przyjaciel, to dlaczego na nas poluje? - Nigdy nie mówiłem, że to mój przyjaciel. Slim i ja uczęstniczyliśmy w przeszłości w górskich misjach ratowniczych. Przed paroma laty wyruszyliśmy na poszukiwanie dwojga zaginionych turystów, wtedy nasze współzawodnictwo... wymknęło się spod kontroli, jeśli tak wolno rzec. - Kto pierwszy dotarł do tych dwojga? Wybuchnął śmiechem. - Ktoś trzeci. Podczas gdy my człapaliśmy, chcąc, by któryś z nas zgubił szlak, ktoś inny do nich dotarł. Ale dla zaginionych sytuacja nie była grozna. Nigdy nie znajdowali się w niebezpieczeństwie. - Ojciec oczywiście płaci Slimowi? Jared skinął głową. - Gdyby Slim żył przed stu pięćdziesięciu laty, byłby prawdziwym bezinteresownym góralem. Przed stu laty byłby tylko rewolwerowcem. Teraz wynajmuje się do różnych zadań. I nigdy nie angażuje się emocjonalnie. Wykonuje, co trzeba i wraca do siebie. - Ma rodzinę? - Ja o żadnej nie wiem. Mieszka daleko w górach. Czasami przez kilka miesięcy nie pojawia się w miasteczku. Nie ma lepszego trapera, myśliwego i tropiciela. Wszyscy dokoła i wiedzą o tym. Z jednej strony to bardzo zle, że twój ojciec go sprowadził. Slima trudno wykołować. Z drugiej jednak... - Wzruszył ramionami. - Z drugiej strony jesteś zadowolony, mogąc zmierzyć z nim siły... - Owszem. Westchnęła. - Wyrzucam sobie, że przez własną głupotę wpadłam w tarapaty, ale jeśli jest ktoś, kto może mnie z nich wyciągnąć, to tylko ty. Przez chwilę miała wrażenie, że jej słowa sprawiły mu przyjemność, ale odpowiedział: - Co ty tam o mnie wiesz. - Coraz więcej. - Eee! - Patykiem zaczął poprawiać ogień. - Pewno się martwisz, że Slim cię znajdzie i zawlecze do ojca? - Trochę się martwię. - No to przestań! To się nie zdarzy. Wrócisz, jeśli będziesz chciała, ale nie z przymusu. - Obiecujesz? Skinął głową. To jej wystarczyło. Wiedziała już, że Jared Wolf nie rzuca obietnic na wiatr. Poczuła się zupełnie bezpieczna. I wtedy Jared dodał do niemej obietnicy jedno słowo: - Ale... Zadygotała. - ...wcześniej czy pózniej będziesz musiała stawić czoło sytuacji. Będziesz musiała odważnie powiedzieć ojcu, jak stoją sprawy, czego chcesz, a czego nie chcesz. Jeśli będziesz chciała mieć własne życie, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|