Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
automatyczną sekretarkę. Rozumiem. Do zobaczenia. Zostawiłem pieniądze na kontuarze i wyszedłem z "Zardzewiałej Kluzy" na zalany słońcem parking. Gdzieś na tym świecie musiały znajdować się miejsca, do których pasowałem, nie sądzę jednak, by na ich krótkiej liście mieściła się ta knajpa. Wsiadłem do samochodu. Mogłem teraz wybierać między Don Bellarosą a ciotką Cornelią. Ruszyłem na południe Shore Road, 124 oczekując, jak sądzę, jakiejś boskiej interwencji w rodzaju awarii hamulców. Po pewnym czasie znalazłem się z powrotem na Grace Lane i minąłem zamkniętą bramę Stanhope Hall Allardowie pojechali zapewne do swojej córki, a Susan była już u mojej ciotki albo, co byłoby bardziej interesujące, w domu Franka, gdzie zajadała jagnięcy nos i ustalała warunki dotyczące kontraktu na moją głowę. Jechałem dalej, aż zobaczyłem charakterystyczne, otynkowane mury Alhambry. Zwolniłem i zjechałem na pobocze po drugiej stronie otwartej bramy. Wciąż stali tam dwaj mężczyzni w czarnych garniturach, którzy natychmiast wlepili we mnie wzrok. Za ich plecami, obok przylegającej do muru stróżówki stał wielkanocny zajączek, raczej wyrośnięty, mierzył bowiem mniej więcej sześć stóp, nie licząc uszu. Przed sobą trzymał pokazny wielkanocny koszyk, w którym znajdowały się, jak podejrzewałem, malowane, ręczne granaty. Zwróciłem ponownie uwagę na dwóch asystentów zajączka, którzy ani na chwilę nie spuszczali ze mnie wzroku. Nie miałem cienia wątpliwości, że jeden z tych żołnierzy Don Bellarosy a może obydwaj polowali na mnie tego ranka. W przeciwieństwie do posiadłości Stanhope'ów, główna aleja Alhambry prowadzi prosto do pałacu, który widać jak na dłoni przez bramę z kutego żelaza. Sama aleja nie jest wysypana żwirem, lecz brukowana i rosną wzdłuż niej majestatyczne topole. W tej chwili zastawiona była na całej swojej długości samochodami, w większości długimi i czarnymi, i przyszło mi na myśl, że ci ludzie w swoich czarnych limuzynach i czarnych garniturach wyglądają tak, jakby mieli uczestniczyć w pogrzebie. Patrząc na drugą stronę ulicy, doszedłem do wniosku, że Frank Bellarosa zna się na wydawaniu przyjęć. Miałem również wrażenie, że nieświadomie naśladował w tym Gatsby'ego, na którego przyjęciach goście mieli do dyspozycji wszystko, czego dusza zapragnie oprócz przyglądającego się im z dala gospodarza. Urządzone z przepychem wielkanocne przyjęcie u Bellarosy stanowiło w jakiś przedziwny sposób swoistą powtórkę z historii jeśli przypomnieć sobie opowieści o milionerach, którzy usiłowali w latach dwudziestych prześcignąć jeden drugiego w złym smaku. Otto Kahn na przykład, jeden z najbogatszych wówczas ludzi w tym kraju, o ile 125 nie na całym świecie, zwykł był urządzać poszukiwania wielkanocnych pisanek na całym terenie sześciusetakrowej posiadłości otaczającej jego liczący sto dwadzieścia pięć pokoi pałac w Woodbury. Wśród gości były osoby z najlepszego towarzystwa, milionerzy, wschodzące i zachodzące sławy aktorskie, pisarze, muzycy i girlsy z rewii Ziegfelda. %7łeby poszukiwania były ciekawsze, każde pomalowane jajko zawierało w środku tysiącdolarowy banknot. W swoim czasie było to nader popularne wydarzenie i zarazem bardzo oryginalny sposób, by uczcić zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. W głębi serca wiedziałem, że do wybrania się na przyjęcie u Kahna nie potrafiłyby mnie skłonić tysiącdolarowe banknoty a w roku 1920 byli ludzie, którzy nie zarabiali tyle przez cały rok natomiast mogłyby mnie skusić girlsy od Ziegfelda. Podobnie teraz, choć wcale nie płynęła mi ślinka na myśl o jagnięcym łbie, coraz większą ciekawość budził we mnie Frank Bellarosa i jego rodzina, ta prawdziwa i ta mafijna. Ważyłem właśnie wszystkie argumenty za i przeciw, wahając się, czy nie wjechać do środka, kiedy spostrzegłem, że jeden z argumentów przeciw, najwyrazniej zmęczony pilnowaniem mnie, przynagla mnie gestem do odjazdu. Ponieważ jestem współwłaścicielem Grace Lane, a poza tym w żaden sposób nie przeszkadzałem w przyjęciu u pana Bellarosy, opuściłem szybę i pokazałem facetowi coś, co określa się czasem mianem włoskiego salutu. Moja znajomość włoskich zwyczajów najwyrazniej go ubawiła, odwzajemnił bowiem energicznie mój salut obiema rękami. W tej samej mniej więcej chwili minęła mnie limuzyna z przyciemnionymi szybami. Skręciła w lewo i zatrzymała się przy bramie. Szyby otworzyły się i jeden ze strażników skontrolował pasażerów, podczas gdy przerośnięty zajączek poczęstował ich smakołykami z koszyka. Usłyszałem ostre pukanie w szybę od strony pasażera i gwałtownie się odwróciłem. W oknie ukazała się twarz mężczyzny. Dawał mi znaki, żebym opuścił szybę. Wahałem się przez chwilę, po czym pokręciłem korbką. Co jest? zapytałem najgrubszym, na jaki było mnie stać, głosem. Czego pan chce? Poczułem, jak zaczyna mi szybciej bić serce. Facet wetknął przez szybę rękę i machnął mi przed oczyma jedną z tych plastikowych odznak z fotografią, po czym pokazał swoją fizjonomię, żebym mógł je sobie obie porównać. 126 Agent specjalny Mancuso oznajmił. Federalne Biuro Zledcze. Och odetchnąłem głęboko. To naprawdę przesada, pomyślałem. Coś niesamowitego. Tuż obok mnie, na Grace Lane. Mafia, mierzące sześć stóp zajączki, zbłąkani mężowie, a teraz jeszcze ten facet z FBI. Czym mogę panu służyć? Nazywa się pan John Sutter, prawda? Jeżeli pan jest z FBI, to ja jestem John Sutter. Doszedłem do wniosku, że sprawdzili w ciągu kilku ostatnich minut moje numery rejestracyjne w swojej centrali w Albany. A może zrobili to już przed kilkoma miesiącami, kiedy tylko sprowadził się tutaj Bellarosa. Wie pan prawdopodobnie, dlaczego tutaj jesteśmy? Prawdopodobnie wiem powiedziałem, choć przez myśl przeszło mi kilka bardziej dowcipnych odpowiedzi. Oczywiście ma pan święte prawo tutaj parkować, a my nie mamy prawa domagać się, żeby pan odjechał. Zgadza się poinformowałem go. To prywatna droga, a ja jestem jednym z jej właścicieli. Tak jest, proszę pana. Mancuso skrzyżował ręce na skraju szyby mojego samochodu i przekrzywił głowę, opierając policzek o przedramię, tak jakbyśmy gawędzili tu ze sobą niczym dwaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|