Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swojej przebiegłości. - Już dowiedziałem się, że bóstwo o fiołkowych oczach ma na imię Hanka. Może dowiem się i nazwiska? - Znowu wpadłem. - Porucznik tym razem potraktował to z humorem. - Trudno, kiedy powiedziało się a , trzeba klepać cały alfabet do końca. A więc Anna Wróblewska, córka Jana i Wandy, urodzona w 1945 roku, studentka czwartego roku Akademii Medycznej. Panna, nie karana. - A jednak ta Hanka musiała wpaść panu w oko. Coś za dużo pan o niej wie - pokręcił głową prokurator. Rozdział IV Dwie sprytne dziewczynki Pierwsze próby podjęte przez Hankę dla zdobycia jakichkolwiek wiadomości o morderstwie nie przyniosły żadnego rezultatu, chociaż bardzo łatwo można było nawiązać na ten temat rozmowę zarówno w obu sklepach, jak też i w piekarni lub z sąsiadami. Ludzie mówili dużo i chętnie, ale nic nie wiedzieli. Jeden z pracowników piekarni utrzymywał, że koło godziny dwunastej słyszał jakiś hałas na górze, lecz powiedział to samo już i przesłuchującemu go wywiadowcy. Milicja zrobiła nawet próbę. Wypadła ona negatywnie. Okazało się, że głośne okrzyki, stukanie i inne hałasy w mieszkaniu państwa Legatów nie dochodzą do piekarni. A więc albo typowy przejaw histerycznej fantazji, albo ten człowiek słyszał jakiś odgłos z ulicy lub z podwórza. Oczywiście plotka szalała. W pobliskiej kawiarni, bo i tam Hanka wstąpiła, kelnerka opowiedziała jej mrożącą w żyłach historię, jak to morderca gonił nieszczęsną panią Aucję Rosińską po całym mieszkaniu, zadając jej ciosy wielkim i bardzo tępym nożem kuchennym. A spotkany w Alei Wojska Polskiego kolega poinformował studentkę o wymordowaniu całej rodziny. Wprawdzie nie na Buczka, ale w pobliżu, bo w Alei Piastów. Hanka szybko się przekonała, że chleb wywiadowcy jest znacznie bardziej gorzki, niż przypuszczała, a praca dużo cięższa. Kilkadziesiąt rozmów i cały dzień stracony - z gorliwością neofity panna Wróblewska nie zajrzała na Akademię Medyczną, a tylko cały czas polowała na różnych informatorów. Rezultat - kompletne zero. Nic, z czym można byłoby pójść do gmachu milicji. Nazajutrz z rana Hanka zadzwoniła do drzwi mieszkania państwa Legatów. Wiedziała doskonale, że w każdy wtorek Maria Popiela sprząta tutaj. Jakoż po chwili rozległy się kroki w przedpokoju i drzwi zostały ostrożnie uchylone. Sprzątaczka nie spuściła jednak łańcucha, lecz przezornie sprawdzała, kto dzwoni. - A, to Haneczka - ucieszyła się - proszę bardzo. Niech pani wejdzie, złociutka. Szczęk łańcucha i Hanka znalazła się w przedpokoju. Mimowolnie spojrzała w stronę drzwi prowadzących do łazienki, ale tam nie było już żadnych śladów tragedii. Posadzka świeciła świeżą pastą. Jej zapach dominował w przedpokoju. - Pani tu patrzy - Maria Popiela była rozmowną kobietą - tak, właśnie w tym miejscu leżała biedaczka. A rączkę miała podgiętą pod głowę. Jak gdyby spała. Hanka aż wzdrygnęła się, słuchając tej makabrycznej opowieści. - Pani ją widziała? - Broń Boże - oburzyła się sprzątaczka - nie mogłabym spać i bałabym się zostać sama w - tym mieszkaniu. Kiedy przybiegłam do państwa Legatów, już ją, nieboraczkę zabrali. A pogrzeb będzie, kochana, jutro o godzinie jedenastej, na cmentarzu Ku Słońcu . Na co jej, nieszczęsnej, przyszło. Może żeby tych zakupów nie robiła, żyłaby do dziś dnia. - Jakie zakupy? - zdziwiła się Hanka, która nie znała szczegółów ostatnich chwil życia Lucji Rosińskiej. - Pani profesorka, kiedy przyjechała do miasta, poszła do pani inżynierowej, do szkoły - objaśniała sprzątaczka - a potem wracając wstąpiła do Delikatesów na rogu Jagiellońskiej i Wojska Polskiego. Kupiła tam kurkę na niedzielę, szynkę, parówki, masło, nawet i makaron. - Nawet i makaron - machinalnie powtórzyła dziewczyna. - Właśnie, złociuteńka, makaron. Czterojajeczny. Wszystko przyniosła i położyła w kuchni na stole. Tak leżało, jak przyszłam. Dobrze, że ten zbrodniarz chociaż tego nie wziął. - Dlaczego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|