image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spinaker-bomu wystawił fok na wiatr po przeciwnej burcie ni\ grot. W ten sposób
wykorzystalibyśmy przy kursie z wiatrem całą powierzchnię o\aglowania, co prawie
podwoiłoby naszą prędkość.)
Ochoczo pośpieszyłem wykonać ro\ka?. Tym radośniej \e, jak to po południu przy
ustalonej pogodzie, wiatr osłabł nieco. Dlaczego radośniej? Zaraz się dowiecie...
Weszliśmy na trawers, czyli mijaliśmy półwysep. Przed dziobem, ju\ blisko, zwę\ało
się przejście na Jezioro Ryńskie. Tymczasem spod dna  Krasuli dobiegło mnie ciche
szurgnięcie. Spojrzałem na Jacka. O, ten był ju\ myślami co najmniej w połowic
Ryńskiego, którego powierzchnia 672 ha, długość 7,3 km, szerokość 1,3 km, głębokość
50,8 m. Są tam ciekawe wyspy, na które jednak - jak na wszystkie wyspy Wielkich
Jezior - wstęp wzbroniony.
Drugie szurgnięcie. Nagle  Krasula zadr\ała i zatrzymała się, jakby dziobem
natrafiwszy na miękką, lecz nieustępliwą przeszkodę...
- Co jest? Wujku! - zakrzyknął rozpaczliwie Jacek, mocując się z szotami i sterem.
- Mielizna - odpowiedziałem puszczając szot foka, by sobie połopotał na postrach
dzielnemu sternikowi.
- Mielizna?! - krzyczał ów ku mej, przyznaję, niecnej radości, pobladłszy nieco. - Tak
daleko od brzegu?
- A nie mówiłem, \ebyś przejrzał mapę? - starałem się zluzować fał foka. - Zrzucaj
grot. A potem... Ty te\, Zosiu. Wszyscy do wody! Musimy zepchnąć krypę z piaseczku,
w który nas Jacek zapchał...
- Wujek specjalnie! - krzyczał siostrzeniec posłusznie napierając na dziób  Krasuli ,
która powoli wycofywała się z pułapki.
- Specjalnie? - chichotałem. - Ech, \eglarzu, nie chcesz czy nie umiesz czytać mapy?!
Siostra \eglarza te\ pchała dzielnie. I nic nie mówiła, tylko zanosiła się triumfalnym
śmiechem. Raz tylko zapytała:
- Jak nazywał się statek, który zatonął na Ryńskim?
Jacek nie odpowiedział, tylko tak naparł na kadłub, \e wyrwał go i z piasku, i z
naszych rąk. Byliśmy  uratowani !
Jasne chyba jest teraz, dlaczego cieszył mnie słabnący wiatr; gdyby zapędził nas na
łachę porządny szkwał, to \eby nas uwolnić potrzebna byłaby pomoc. A i mo\e nie
obyłoby się bez uszkodzeń niewinnej  Krasuli . Tak ucierpiał tylko honor Jacka, a takie
cierpienie czasem się w \yciu przydaje...
Sprawę wykrywacza załatwiłem szybciutko. A \e mój znajomek Zyga nale\y do tego
cudownego rodzaju ludzi, którzy, gdy zwróci się do nich o pomoc, nie pytają  dlaczego
ani  po co , uniknąłem zbędnych tłumaczeń i stawiłem się nad Rominkiem długo przed
czasem, w jakim najszybszy jacht dotarłby na miejsce. Postanowiłem więc wyskoczyć
do Rynu na dobrą herbatę.
A co do kempingu, to zacząłem podzielać obawę Zosi, czy nasz skarb nie tkwi głęboko
pod jednym z namiotów lub przyczep. Ale có\ robić?
25
Ruszyłem więc. Kilka mimu i byłem w Rynie, to znaczy nadal w Rosynancie,
zastanawiając się, który z lokali i lokalików tego szlachetnego grodu wybrać. Staranie
sprawdziłem zamknięcie baga\nika, w którym spoczywał wykrywacz metali
 Prospector , peofesjonalne cudo firmy Armand z Pruszkowa, oczko w głowie mego
przyjaciela. Piwa wszędzie reklamują, ale kawa?... Mo\e w tawernie jachtowego portu?
Có\, zobaczymy! Przynajmniej odetchnę zapachem wody, bo samochód... Wybacz,
Rosynancie!
W tawernie tłok, przysiadłem więc sobie ma nadbrze\nej ławce i patrzyłem, kogo
ciekawego przyniesie Jezioro Ryńskie...
Od Zatoki Jorskiej sunął baksztagiem maleńki \agielek. Szarawy taki, jak\e inny od
bieli i jaskrawych kolorów pyszniących się na jachtach dakronowych \agli!  Szmata ,
czyli z bawełnianego płótna. Oj, rzadkość teraz! Zbli\ał się. To\ to kajak \aglowy! I to
nie nowinka firmy  Kepler przywieziona na dachu przyczepy kempingowej czy w
baga\niku mercedesa przez sąsiadów zza Odry. Pod lugrowym \aglem zobaczyłem
kadłub, choć długi, ale szeroki, zdolny zmierzyć się z Wielkimi Jeziorami. Znam go z
opisów, starych ksią\ek. Tylko raz miałem przyjemność \eglugi na takim weteranie!
I teraz tu, na Ryńskim...
A na przecięciu jego kursu piękny jacht w barwach jednej z wielkich a drogich
wypo\yczalni. Kajak płynął ju\ pełnym wiatrem, prawym halsem, czyli miał podwójne
pierwszeństwo... Jacht był coraz bli\ej...
- Prawy! - usłyszałem okrzyk z kajaka.
- A wsadz se prawy w... trawę! - odpowiedział mu chóralny wrzask.
Kajak, próbując uniknąć zderzenia, ostrzył, kładł się na burtę, ale przy długim kadłubie
i braku miecza niechętnie słuchał sternika! Zobaczyłem, \e ten próbował dopomóc sobie
błyskawicznie wyciągniętym z kokpitu wiosłem... Trzask. Radosny rechot z
odpływającego jachtu. Przy wypo\yczeniu sprawdza się tylko patent sternika i liczy
pieniądze. Kto sprawdzałby kulturę \eglarską?
Kajak przez chwilę kołysał się bezwładnie z łopoczącym \agielkiem, ale ju\ płótno
wypełnił wiatr i łódka pomknęła ku portowi. Czy nie za szybko? Nie. Naprzeciw mnie
płynący zrzucił \agiel. Ku swemu zdumieniu ujrzałem, \e to nie staruszek, jakiego
spodziewałbym się po archaicznym kajaku, ale chłopak, jakieś góra piętnaście lat.
Rozpoznałem kajak. To  Maciek ! Konstrukcja Plucińskiego, zwanego ojcem polskich
szkutników i konstruktorów.  Maciek . Co najmniej trzy razy starszy od swego
sternika...
Podszedłem do nabrze\a, by uchronić kajak przed zderzeniem. Niepotrzebnie. Miękko
niesiony falą zatrzymał się o centymetry przed keją. Chłopak wyskoczył z kokpitu na
brzeg, oplótł pachołek węzłem cumowniczym.
- Dzięki za chęć pomocy - uśmiechnął się do mnie. - A tamtym - pogroził pięścią w
kierunku dalekiego ju\ przeciwnika - nie podaruję! Znajdę ich. Wypłynęli teraz, to jak
drut będą nocować w Mikołajkach!
Przyjrzałem mu się spod oka. Opalony, prawie czarny. Podkoszulek i wystrzępione
d\insy do kolan. Choć bardziej czternasto- ni\ piętnastolatek, to muskuły, \e daj Bo\e! I
ten błysk w oczach! Załoga tamtej łajby mo\e mieć z nim kłopoty!
- Patrzy pan - wyciągnął z kajaka strzaskane wiosło - tak mnie urządzili! Przecie\ nie
będę halsował kajakiem! A dziś muszę wrócić do Mikołajek!
26
Fakt. Kajak bez miecza nie popłynie nawet półwiatrem, a co dopiero pod wiatr?
Pozostaję tylko wiosło...
- Ii... - machnął ręką chłopak - nie ma co się rozczulać. Po\yczę jakieś od kumpli w
Rynie. Acha, Zenek jestem - wyciągnął rękę.
- Paweł - uścisnąłem małą twardą dłoń. - Tak więc Zenek i  Maciek ?
A\ cofnął się:
- Pan wie, czym pływam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl