Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tem wszystko wróci do normy. Wyjechali po śniadaniu. Spakowanie jednej walizki nie zajęło Ellery dużo czasu. Niewiele porządnych ubrań zostało jej z okresu studiów w Londynie. Larenz czekał w samochodzie, gdy zamykała dom. Wyczuwała w nim zniecierpli- wienie, choć nawet nie zerknął na zegarek. Gdy wsiadła, zapytał nawet taktownie, czy nie ma już nic do załatwienia na miejscu. - Zaplanowałam na ten tydzień trochę prac porządkowych wokół domu, ale mogą zaczekać - odparła. - Tylko dziwnie się czuję, zostawiając dwór na pastwę losu, choćby na kilka dni - dodała z naciskiem, żeby dać mu do zrozumienia, że akceptuje warunek tymczasowości układu. - Wyjazd dobrze ci zrobi. Ellery zesztywniała. Powtórzył to zdanie drugi raz, co ją zirytowało. - Nie traktuj tego zaproszenia jak misji dobroczynnej - upomniała go surowo. - Wyraziłam zgodę, ponieważ tygodniowa wyprawa mi odpowiada, podobnie jak tobie. Jej reakcja najwyrazniej go zaskoczyła, ale chyba też ucieszyła. Najpierw zacisnął usta, lecz zaraz odparł zdecydowanym tonem: - To świetnie. R L T Opuścili wioskę w milczeniu, w jasnych promieniach jesiennego słońca. Pózniej Larenz skierował rozmowę na neutralne tematy jak literatura, filmy, a nawet pogoda. Swobodna pogawędka sprawiła Ellery przyjemność. - A więc jesteś nauczycielką - przypomniał sobie nagle, gdy skręcili na autostradę. - Wyobrażam sobie, jak uspokajasz niesfornych chłopców karcącym spojrzeniem - za- żartował. Ellery zachichotała. - Uczę w szkole dla dziewcząt, na pół etatu. Wcześniej pracowałam na całym w Londynie. Na szczęście jedna z tutejszych nauczycielek poszła na urlop macierzyński. Dzięki temu dostałam zastępstwo. - Co zrobisz, gdy wróci? Ellery wzruszyła ramionami. Z trudem przywołała uśmiech na twarz. - Nie robię długofalowych planów. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę zostać w Maddock na zawsze. - Po co w ogóle tu wracałaś? - spytał, zerkając na nią z mieszaniną zaciekawienia i współczucia. Ellery przez chwilę patrzyła na nagie drzewa wzdłuż szosy. - Czy zdarzyło ci się kiedyś nie móc z czegoś zrezygnować, chociaż powinieneś? - spytała w końcu. Ponieważ nie odpowiedział, dodała: - Chyba jeszcze nie jestem gotowa do opuszczenia dworu. Wszyscy przyjaciele uważają, że to szaleństwo. - Moim zdaniem jesteś bardzo dzielna. Niejedna osoba na twoim miejscu dałaby za wygraną, nawet jeśli z żalem. - Może to rozsądniejsze rozwiązanie? - Naprawdę w to wierzysz? Czy nie lepiej działać, niż się poddawać? Ellery zamilkła, zaskoczona trafnym spostrzeżeniem. Właśnie wzięła sprawy we własne ręce. Przyjęła zaproszenie z wolnej, nieprzymuszonej woli, tylko dlatego że sama tego chciała. Pozostałą część drogi odbyli w milczeniu. Godzinę pózniej Larenz zaparkował przed imponującym budynkiem hotelu Berkeley w Belgravii. R L T Oszołomił ją luksus, jakiego nigdy wcześniej nie widziała, choć mogła go oczeki- wać, zważywszy pozycję Larenza de Luki. Cała obsługa witała go ukłonami jak stałego klienta. - Często tu bywasz? - spytała, gdy skierował ją do windy. - Mam tu zarezerwowany apartament do osobistego użytku. Ellery osłupiała. W obliczu nieustannych problemów finansowych nie potrafiła so- bie wyobrazić, że można wydawać tysiące funtów dziennie na nieużytkowany pokój w drogim hotelu. - Na stałe? - wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem. - Nie. Dokonuję rezerwacji tylko wtedy, gdy dłużej przebywam poza krajem. Do niczego bym nie doszedł, gdybym szastał pieniędzmi na prawo i lewo. Tam, skąd po- chodzę, nie wyrzuca się ich w błoto - dodał, wzruszając ramionami. - Czyli skąd? - Już mówiłem, z okolic Spoleto - rzucił lekkim tonem, choć musiał wiedzieć, że nie pyta o miejsce na mapie tylko o środowisko, w jakim dorastał. Po wyjściu z windy Larenz przepuścił ją pierwszą w drzwiach. Ellery zaniemówiła z wrażenia na widok nieskończonego szeregu pomieszczeń wykładanych marmurami, mahoniem i puszystymi dywanami. W milczeniu podziwiała wejście na taras, obramo- wane klasycznymi kolumnami w stylu greckim. Zaciekawiona, zajrzała do sypialni. Przyzwyczajona do skromnych warunków we dworze, nie znajdowała słów podziwu dla wysmakowanej elegancji. - Jak tu pięknie - wyksztusiła w końcu. - Aż trudno mi uwierzyć, że tu zamieszkam - zachichotała nieśmiało. Larenz podszedł do niej od tyłu, gdy stała wpatrzona w jedwabne poduszki na ol- brzymim łożu. Gdy delikatnie położył jej ręce na ramionach, zadrżała pod jego dotykiem. - Korzystaj ze wszystkiego do woli. Mam ochotę cię psuć. Pozwól mi na to. Użyte określenie wywołało niemiłe skojarzenia z rozkładem i degradacją. Niemal powiało zgnilizną. Lecz piękno otoczenia uśmierzyło nieokreślone obawy. W salonie czekały na nich ręcznie robione czekoladki i szampan. R L T Powiedziała sobie, że odrobina luksusu jej nie zaszkodzi, a przynajmniej nie za bardzo. W końcu to tylko wakacje, w dodatku upragnione. Raz w życiu mogła sobie po- zwolić, by ktoś ją rozpieszczał, zwłaszcza ktoś tak atrakcyjny jak Larenz. Po upływie tygodnia wróci do normalnego życia bez żalu, syta i pełna wrażeń. Z kokieteryjnym uśmiechem zarzuciła mu ręce na szyję. - Zgoda, jeżeli nalegasz - wymruczała jak zadowolona kotka. Uśmiech Larenza powiedział jej, że jej reakcja sprawiła mu przyjemność. Zjedli na pózny lunch homara i krakersy z kawiorem w pokoju. Popili je kilkoma kieliszkami szampana, po którym ogarnęła ją błoga senność. - Mam parę spraw do załatwienia - oznajmił Larenz, gdy pokojówka uprzątnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|