Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Garrett Charles spędzał całe dnie w otoczeniu pięknych kobiet. Nawet jej nie zauważy... Nie zauważy w niej kobiety. Będzie musiała zadowolić się z jego strony wdzięcznością, że odkryła oszustwa George'a Windoma. Wróciła do gabinetu i usiadła z powrotem za biurkiem. Sięgnęła po związane teczki, które wczoraj Garrett przyniósł do jej biura. Minęły trzy frustrujące godziny. Właściwie dopiero wtedy S R zorientowała się, że minęły, gdy Micky stanęła w drzwiach i zaproponowała przerwę na lunch. Jayne zgodziła się na wpół przytomna. Zdawało jej się, że nie minęło kilka sekund, gdy podniosła wzrok i zobaczyła Garretta we własnej osobie stojącego z tacą w drzwiach. - Gotowa na przerwę? - spytał, stawiając butelki z wodą mineralną na biurku. - Nie chciałem ci przeszkadzać, ale pracujesz jut tyle czasu. Rzeczywiście, pracowała bardzo intensywnie i szczerze mówiąc, potrzebowała chwili wytchnienia. Wyłączyła kom- puter i wstała, rozciągając zesztywniałe mięśnie. - Byłeś w banku? - spytała. - Tak, proszę pani - odparł, a Jayne poczuła się jak natręt. - W przeszłości miewałam klientów, którzy ignorowali moje zalecenia - wyjaśniła. - Dałaś mi rozkaz, nie radę. - Lekko wykrzywił usta. - Przepraszam. - Oczywiście, miałaś rację nalegając - przyznał. - Ja pewnie odłożyłbym tę sprawę na pózniej. Dałem dowód, że już nie ufam George'owi... - Podał Jayne talerz i sztućce. - Ale co ustaliłaś? Dobre czy złe wiadomości? - Nie ma żadnych nowych wiadomości. - Jayne odwinę- ła opakowanie i wpatrywała się w pierś kurczaka i sałatkę owocową. - Brak wiadomości to dobre wiadomości, nieprawdaż? - Przysunął sobie krzesło do biurka i zaczął się posilać. - Nie w tym wypadku - przyznała z ogromną niechęcią, ale im dłużej zgłębiała sprawę, tym bardziej wydawała jej się ponura. - Wykonam jeszcze kilka telefonów - dodała. - Mam nadzieję, że wieczorem zapoznam cię z całością sytu- acji. - Ugryzła kawałek kurczaka; był smaczny, ale przyda- łaby się odrobina sosu. Och, dlaczego sosy były niezdrowe? S R - Czy mogłabyś podać mi choć trochę szczegółów? - Wskazał na stosy papierów i segregatorów zaścielające biur- ko i podłogę. Głos jego zabrzmiał zwyczajnie, ale Jayne czuła, że był bardzo zdenerwowany. Nie mogła jeszcze nic powiedzieć, ponieważ istniało więcej niż jedno wytłumaczenie faktu, że bilans się nie zgadzał. - Powiem ci dopiero wówczas, gdy dotrę do sedna spra- wy - odparła wymijająco. Miała przeczucie, że to będzie coś bardzo nieprzyjemnego. - Chciałbym jednak wiedzieć, kiedy dotrzesz do sedna sprawy - powiedział zdenerwowanym tonem. - Jeśli udzie- lisz mi wyjaśnień, postaram się zrozumieć. Postara się zrozumieć? Czyżby sądził, że ona wątpi w jego inteligencję? Cóż za absurd! - Sama wszystkiego nie potrafię zrozumieć - odparła, zdejmując okulary. - Za każdym razem, gdy myślę, że już zrozumiałam posunięcia Windoma, trafiam na kolejny ślepy zaułek. - Spojrzała na Garretta i napotkała jego wzrok. - Chciałabym dać ci odpowiedz natychmiast, ale jak na razie usiłuję się połapać w tym gigantycznym bałaganie. Z przerażeniem zauważyła, że pieką ją oczy i za chwilę pojawią się w nich łzy. To oczywiste, że przeszarżowała. Chciała wykazać się bystrością umysłu i dociekliwością -je- dynym, czym mogła się pochwalić - a tymczasem bliska była kompromitacji. Przetarła ręką czoło w nadziei, że Garrett nic nie zauważy. Gdy chwilę pózniej wstał, poczuła jego rękę na ramieniu. A więc zauważył... - Przepraszam, że na ciebie napadłem. Nie chciałem, że- byś coś przede mną ukrywała. Mam do ciebie zaufanie i mu- szę wiedzieć, co się dzieje. S R Jego ręka była ciepła i działała krzepiąco. Jayne pomyśla- ła, że gdyby wziął ją w ramiona i przytulił do piersią poczu- łaby się jeszcze lepiej, ale Garrett tylko ścisnął jej ramię i wycofał dłoń. - W porządku. - Jayne przełknęła ślinę i zamrugała po- wiekami, by powstrzymać by. - Sama czuję się zagubiona i ciągle potrzebuję więcej informacji. - Czy mogę ci w jakiś sposób pomóc? - zapytał. Pomyślała o telefonach, które należało wykonać, Garrett mógł to zrobić. I byłoby dobrze, gdyby zrobił to sam. - Oczywiście, jeśli masz czas - podjęła. - Postarałem się. - Zakrył tekturową przykrywką talerz z nie dojedzonym lunchem. - Jutro mamy piątek. Dzień wy- płaty. - A na koncie żadnych pieniędzy - rzekła ponuro. - %7ładnych. Jayne po raz pierwszy straciła apetyt. Odsunęła swojego kurczaka. - Będę musiała zlikwidować ci trochę lokat. - Ile się traci na wcześniejszym wycofaniu depozytów? - Masz jakieś kwity depozytowe? - ożywiła się. - Gdzie? - Nie są wyszczególnione w księgach? Zaprzeczyła ruchem głowy, czując, że te kilka kęsów niskokalorycznego kurczaka ciążą jej w żołądku. Garrett podszedł do szafy z segregatorami i z rozma- chem otworzył szufladę. Jayne, która już wcześniej przeszu- kała te segregatory, wiedziała, że nic tam nie znajdzie. I nie znalazł. - Były kwity depozytowe - powiedziała Jayne. - Ale ostatnie z nich zostały spieniężone trzy lata temu. - Spieniężone?! - Garrett był oszołomiony. - Dla- czego? S R - Wygląda na to, że Windom inwestował twoje udziały w kilku spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością - od- parła, przeglądając jakieś papiery. - Nic takiego nie pamiętam! - Może mówił o tym twoim rodzicom? - Może... - Przeszedł naokoło biurka, stanął za plecami Jayne i wpatrywał się w księgi. - Rodzice zgodziliby się na wszystko, co by George zarekomendował. Byli zajęci czym innym, zostawili mu więc całość spraw finansowych. Wszy- scy byliśmy zresztą bardzo zajęci, przemieszczaliśmy się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|