image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Harcerze i  papużki wędrowali do  Raju Galinda lądem dokoła zatoki. Na galindzkiej
przystani czekali na nas Izegpsus i Marpezja.
- Witaj, kapitanie! - zawołał na mój widok wódz Galindów.
- Już się nie liczę?! - żartem zaprotestował Piotr.
- Niech się pan nie martwi - Galind machnął ręką. - Na jego okręcie będzie moja córka
i to ona będzie kręcić tą głową.
Marpezja uśmiechnęła się promiennie.
- Niech załoga zamelduje się u mnie po obiedzie, który podamy wam w sali narad -
rozkazał Izegpsus i zniknął, a wraz z nim Marpezja.
Usiedliśmy z Piotrem na plaży i patrzyliśmy na Bełdany. Czekaliśmy na resztę naszej
załogi. Widzieliśmy, jak yuppies chodzą po jednej z łodzi. Obie przypominały wyglądem
statki wikingów. Miały kil z wydłużoną dziobnicą, ławeczki dla kilkunastu wioślarzy, którzy
w najszerszym miejscu mogli siedzieć nawet po dwóch obok siebie. Bliżej rufy był
umieszczony maszt z reją, z nawiniętym żaglem. Poszycie wykonano z wąskich klepek, które
nawzajem nakładały się na siebie.
- Ciekawe, jakiej trzeba siły, by to ruszyć z miejsca? - zastanawiał się Piotr.
- Gorzej będzie ze zgraniem załogi, żeby równo wiosłowała i trzymała kurs -
westchnąłem. - Nie rozkładajmy kajaka, w razie czego uciekniemy jak szczury z tonącego
okrętu. Czuję, że do rządzenia na pokładzie będzie wielu, a do wiosłowania mniej chętnych.
Po godzinie leniuchowania doczekaliśmy się zlanych potem harcerzy i  papużek .
Trzykilometrowy marsz w upale, po zapylonej drodze ostro dał im się we znaki. W  Raju
Galinda rozległ się gong wzywający do stołówki. Idąc za wskazówkami recepcjonistki
przeszliśmy do podziemi, ominęliśmy  Bursztynową Komnatę i długim, ciemnym tunelem
przeszliśmy do sali narad, gdzie znajdowały się tron i długie rzędy ław. Galindowie siedzieli
już przy stołach i jedli drewnianymi łyżkami z kamionkowych misek. Izegpsus osobiście
dopilnował, by każdemu z nas podano obfitą porcję ziemniaków podlanych sosem, z mięsem i
surówką.
Harcerze z ciekawością zerknęli na naszą panią kapitan, a  papużki były zadowolone,
że to kobieta miała dowodzić. Nocleg przygotowano nam na materacach w jadalni, więc
resztę dnia spędziliśmy na zabawach i grach sportowych. Jedynie Piotr ślęczał przygarbiony
nad mapami i książkami. Dosiadł się do niego Izegpsus i o czymś rozmawiali. Zaciekawiony,
odłączyłem się od grających w siatkówkę i dołączyłem do nich.
- Na Pieklickich Bagnach nie znaleziono żadnych śladów osad? - Piotr wypytywał
Galinda.
- Na północnych obrzeżach Pieklickich Bagien co roku pojawiają się jacyś
archeolodzy i kopią - opowiadał Izegpsus. - Nie wiem, czy chodzą na Zwiętą lub, jak ją zwą
inni, Srebrną Górę, gdzie była pruska osada. Może boją się tych dziewic, co tańczą przy pełni
księżyca. Podobno to straszą dziewczyny, które złożono tam w ofierze.
- A skąd się wzięła taka nazwa bagien? - zainteresowałem się.
- Wiesz, jakie mamy straszydła na Mazurach? - uśmiechnął się Izegpsus. - Występują
tu: chobołd, tajemniczy ptak, patron wszelkich bankrutów, kautki, bliscy krewni i znajomi
krasnoludków, zmory, czyli elfy duszące człowieka we śnie, biali zimni ludzie - widma
nawiedzające duszę i krew, oraz wilkołaki. Na Pieklickich Bagnach mieszkają elfy. Podobno
jeszcze za krzyżackich czasów, kto tam wszedł - ginął przeszyty strzałą wbitą w gardło.
Ludzie opowiadają, że i dziś kto tam wejdzie, do nocy nie wyjdzie i we śnie umiera.
Musieliśmy z Piotrem mieć mocno wystraszone miny, bo Galind klasnął zadowolony i
wstał.
- Może potomkowie Elderyka bronili swoich włości do końca? - obok nas przysiedli
Kijanka i Kobra. To Kijanka wysunął taką hipotezę.
- Jeżeli pobliska Zwięta Góra była miejscem kultu pogańskiego, to nie sądzę, aby
chrześcijanie Elderyka pozwolili na takie sąsiedztwo - odezwałem się pokazując na mapie, jak
blisko było między omawianymi miejscami.
- Nie powinieneś wykluczać, że to Prusowie, którzy byli ludzmi układnymi i
tolerancyjnymi, szanowali odmienność grupy Elderyka - Piotr zwrócił mi uwagę. - Mogło być
tak, że osada, do której trafił niemiecki kupiec, była jakby ostatnim, ortodoksyjnym odłamem
grupy. Reszta swobodnie asymilowała się z otoczeniem.
- Tak? - zdziwiłem się. - Skoro twoim zdaniem osada by łaby uszanowanym
skansenem starej kultury, która przywędrowała w to miejsce po trzystu latach wędrówki nad
Morze Czarne i, po najezdzie Hunów, z powrotem, to czemu nie znaleziono w okolicy śladów
tak światłej kultury? Przecież zarówno ich wyroby rzemieślnicze, może nawet symbole
krzyża, pozostałyby gdzieś - wykonałem ruch ręką dokoła - w okolicy, w nazewnictwie
pewnych miejsc.
- Uważasz, że zachowywali się jak sekta, odcinając się od otoczenia?
- Tak. Być może pojawili się na tym terenie, ale dobrze wiesz, że jak gorszy pieniądz
wypiera lepszy, tak kultura niższa barbaryzuje wyższą. Tak było z Gotami, którzy podbili
Rzym, i Gotami pobitymi przez Hunów. Elderyk założył rozległe, nazwijmy to, księstwo,
które wobec nacisku sąsiadów ulegało skurczeniu i w końcu zniknęło. Relacja kupca, którą
nam opowiadałeś, jasno dowodzi, że ludzie z grupy Elderyka wyraznie kryli się ze swoją
obecnością.
- Nie wiesz, jak traktowali Prusów. Zachowali nieufność wobec niemieckiego kupca,
bo reprezentował silny, obcy kraj i mógł donieść o położeniu grodu. Wtedy Prusowie już
żeglowali po morzach, pojawiali się w całym ówczesnym świecie jako żołnierze najemni.
Wiedzieli, jakie potężne państwa powstają w ich najbliższym sąsiedztwie. Znali świat, nie
mieli pisma, więc nie pozostawili żadnych relacji z tamtych podróży. O tym, że wędrowali,
wiemy z opisów kronikarzy innych narodów.
- Czemu Prusowie nie mieli pisma? - zdziwił się Kobra. - Nie znali też liczb?
- Nie mieli pruskiego pisma - sprecyzował Piotr. - Na terenach dawnej Rusi są
znajdowane korespondencje na kawałkach kory dotyczące handlu futrami z kupcami
pruskimi. Myślę, że Prusowie nie potrzebowali pisma. Tradycję, kulturę przekazywano z
pokolenia na pokolenie w formie ustnej. Wiemy, że w pózniejszym okresie odróżniali dni
tygodnia, których nazwy zaczerpnęli z polskiego nazewnictwa. Ich kalendarz był oparty na
kolejnych fazach Księżyca. Ważne wydarzenia, na przykład wiec, zaznaczali nacięciami na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl