Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie do pomyślenia. Naginany ceremoniał trzeszczał i ronił drzazgi tak w każ- dym razie widział go Toroj oczami wyobrazni: jako grubą deskę odgradzającą go od reszty ludzi. A gdyby tak zachować ten lengorchiański bibelot dla siebie? Przynajmniej na jakiś czas? To byłoby z pewnością interesujące, a do tego dopra- wione sosem zakazane . Rankiem Toroj mógłby wypytać jeszcze Iskrę o inne sprawy dotyczące kraju za górami, magii i tajemniczego Zamku Na Wyspie. To- roj przeszedł do sypialni, po sekundzie namysłu podniósł z łoża pled. Wrócił, przykrył maga, po czym na palcach podszedł do drzwi prowadzących na korytarz i zamknął je starannie. Wycofał się do komnaty sypialnej. Z mocno bijącym ser- cem przekręcił klucz tkwiący w zamku od wewnątrz. Nie, nikt mu nie zarzuci, że jest lekkomyślny. Było bardzo pózno, najwyższy czas iść do łóżka. Drobne płatki śniegu przylepiały się do szyb. Toroj patrzył na nie, ściągając ubranie i rzucając je na podłogę. Sługa na pewno drzemał jak zwykle w przedsionku, ale Toroj nie miał zamiaru go wołać. Już od lat radził sobie sam. Nie był przecież dzieckiem. Zdmuchnął świece. Wśliznął się między prześcieradła, pod kołdrę i koce z delikat- nej wełny. Dotyk pościeli był lodowato zimny. Dlaczego pokojówka nie wygrzała łóżka? Poskarży się jutro. Chłopiec skulił się, dygocąc, próbując odnalezć w sobie odrobinę zbędnego ciepła, które mogłoby rozgrzać otoczenie, a potem wrócić do niego. 117 Nie cierpię zimy, pomyślał. Nienawidzę wojny, nienawidzę oszczędności. Był czas, gdy na wielkich paleniskach zamku płonęły całe pnie drzew, a ogrza- ne powietrze płynęło rurami do przestronnych komnat, ale minął i nie wiadomo było, kiedy powróci. W czas wojenny cały dwór przestawił się dla oszczędności na ogrzewanie kominkowe lub przenośne mosiężne piecyki na nóżkach, zwane żar- tobliwie pieskami. Królewicz zwinął się jeszcze ciaśniej, wcisnął nos w poduszkę i zaczął liczyć. Przy piętnastu zrobiło mu się cieplej, przy dwudziestu trzech zmy- lił rachunek, do dwudziestu sześciu już nie dotarł. Zasnął. * * * Zwit wsączał swe blade jak odciągane mleko światło poprzez matowe szy- by komnaty. Promień w pierwszej chwili nie potrafił się zorientować, gdzie jest. Bolał go kark i plecy. Najwyrazniej spał też z uchylonymi ustami, bo język miał suchy jak wiór. Poruszył się, z piersi zsunęło mu się coś miękkiego. Poczuł na rękach dotyk wełny. Ktoś przykrył go kocem. Ach tak. . . Promień przypomniał sobie poprzedni wieczór. Co za historia! Zasnął tutaj, zupełnie nagle. Przymknął oczy i już go nie było, całkiem jakby niespodzianie odcięto mu głowę. Zawstydza- jące. Wino, którym poczęstowała go królowa, było mocne. Powinien odmówić lub przynajmniej nie wypić wszystkiego. Na pusty żołądek podziałało niczym najlep- szy środek nasenny. W ten sposób, całkiem wbrew swej woli, spędził noc w kom- nacie księcia królewicza, jak mówi się tutaj. Podniósł się z fotela, masując obiema rękami zdrętwiały kark. Przeciągnął się, aż trzasnęło mu w stawach. Naj- lepiej byłoby zniknąć stąd, zanim ktoś ze służby odkryje jego obecność. Promień był przekonany, że nie zrobił niczego złego, ale tłumaczyć się jak? dlacze- go? to zupełnie mu się nie uśmiechało. Podszedł do ciężkich, okutych ozdob- nymi listwami drzwi i nacisnął klamkę. Były zamknięte, a dziurka od klucza ziała pustką. Niezrażony niepowodzeniem Promień pomaszerował do drugich drzwi, tkwiących w sąsiedniej ścianie. Niestety, i tu spotkało go rozczarowanie. Mysz w pudełku, pomyślał z rosnącą irytacją. Po prostu zamknęli mnie. A niech to. . . ! Z trudem powstrzymał się od kopnięcia w oporne wierzeje. Zapewne już nie- długo ktoś przyjdzie tutaj i wypuści go. Na razie postanowił rozejrzeć się po swym więzieniu . Przez okna wpadało coraz więcej światła. Komnata należąca do kró- lewskiego dziedzica była urządzona bez przepychu, ale ze smakiem. Wzdłuż ścian na wysokości ramienia ciągnęły się kolorowe szlaki z regularnie powtarzającym się motywem niebieskich kwiatów, żółtych jabłek i liści. Promień uniósł głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|